Wymarznięta dziewczyna, z rozmazanym tuszem wokół oczu
siedziała na krawężniku. Ręce mocno trzymała na swoich ramionach, chciała w ten
sposób trochę się rozgrzać, ale także trochę uspokoić. Od godziny nie miała
żadnych wieści o losie swoich przyjaciół. Bardzo martwił ją ten fakt, ale jakoś
głęboko w środku wiedziała, że nic im nie jest, a ich odnalezienie to tylko
kwestia czasu. Rozumiała, że w środku było bardzo dużo osób, a praca w takim
miejscu musi przebiegać bardzo spokojnie, dlatego siedziała z boku, żeby nikomu
nie przeszkadzać. Było jej zimno, bo miała na sobie jedynie bardzo krótką,
obcisłą sukienkę na ramiączkach. Sweterek miała w środku klubu w szatni, a noc
była zimna.
Bartek, chłopak, z którym Oliwia wyszła nie chciał jej
zostawiać tutaj samej, ale ona nie chciała się z tego miejsca ruszać, wolała
tutaj poczekać na przyjaciół. Za to chłopak musiał jechać ze swoim młodszym o
rok bratem do szpitala, gdyż odłamek ściany spadł mu na nogę i nie mógł nią
ruszać. Okazało się, że jest złamana, całe szczęście, że obaj byli w czasie
zawalenia się kamienicy na zewnątrz.
Państwa Lewandowskich obudził dzwonek telefonu, który
dobiegał z salonu. Piotr podniósł się z łóżka i wyszedł ze swojej sypialni na
korytarz, który prowadził do dużego salonu. Był bardzo zły, ostatnio bardzo źle
sypiał, a gdy miał okazję pospać, bo była sobota to ktoś miał czelność obudzić
go w środku nocy. Dochodząc do stolika, na którym był przedmiot, który go
obudził popatrzył na zegarek, była 2:23, środek nocy.
-Słucham?! – Powiedział trochę za głośno i trochę nie miło,
ale nie umiał być miły o tej godzinie.
-Tata Oliwi? – Chłopak wiedział, że musi powiadomić kogoś z
rodziny Oliwi, bo bał się o dziewczynę. Dlatego też przy pożegnaniu z dziewczyną
zapisał sobie numer telefonu jej domu na komórkę.
-Coś się stało? – Ojcu Oliwi nagle cała złość przeszła, a
przed oczami miał bardzo dziwne wizje, jedna gorsza od drugiej.
-Oliwia jest cała i zdrowa. – Szybko zapewnił go chłopak. –
Ale klub, w którym była i jej przyjaciele… - Bartek na chwilę ucichł, nie
wiedział dokładnie jak to wytłumaczyć. – Klub się zawalił, a jej przyjaciele
byli w środku i nie wiem czy żyją.
Tata Oliwi poczuł jak krew odpływa z jego twarzy a jego
serce zaczyna bić szybciej. Przytrzymał się ręką stolika, na którym stał
telefon, aby nie upaść.
-Dzwonię do Pana, bo ja nie mogłem z nią zostać, a myślę, że
nie powinna być tam teraz sama. To jest klub Inblanco przy głównym rynku.
Przepraszam Pana, ale muszę kończyć, bo woła mnie lekarz.
-Tak, dziękuję bardzo!
Piotr szybko odłożył telefon i pobiegł do swojej żony, która
lekko się uśmiechała przez sen, często tak miała, zawsze miała jakieś przyjemne
sny.
-Monia stawaj! – Podszedł do swojej ukochanej i lekko zaczął
ją szarpać.
-Co się stało? – Kobieta popatrzyła na niego groźną miną,
tak dobrze się jej spało, a mąż musiał ją obudzić.
-Musimy jechać, klub się zawalił, Oliwia została sama na
rynku.
Piotr nie umiał inaczej tego powiedzieć, przez co wystraszył
swoją żonę. Podczas jazdy samochodem żona włączyła radio, z którego napływały
informacje o wypadku. Bali się o córkę, nie mogli się do niej dodzwonić, gdyż
cały czas się odzywała kobieta, że numer znajduje się poza siecią.
Oliwia cały czas siedziała na zimnym krawężniku kołysząc się
w przód i tył. Gdy chciała zadzwonić do domu jej telefon się rozładował. Przez
te przygotowania na imprezę zapomniała go naładować. Nagle usłyszała ten głos,
który zawsze sprawiał, że czuła się bezpiecznie, tak to był głos jej mamy,
która biegła do swojej córeczki, po policzkach spływały jej łzy szczęścia, że
jej dziecko żyje. Kucnęła przy Oliwii i mocno ją przytuliła, głaszcząc ją po
włosach.
-Piotrek ona jest przemarznięta! – Odezwała się do męża,
który do nich doszedł. Mężczyzna ściągnął swoją kurtkę i założył na ramiona
córki. Po ciele dziewczyny przeszedł ciepły dreszcz.
-Mamusiu… ale kiedy wydostaną moich przyjaciół? – Oliwia
spojrzała na mamę i oczekiwała jakieś odpowiedzi, która mogłaby ją uspokoić,
niestety mama nic nie odpowiadała.
-Pójdę się czegoś dowiedzieć. – Piotr pocałował czubek głowy
swojej córki i poszedł w kierunku policji i straży pożarnej.
Po około 20 minutach podbiegł do żony i córki.
-Kingę przewożą do szpitala, jest nie przytomna, ale żyje. –
Oliwia słysząc tą informację uśmiechnęła się. – Może pojedziemy z nią i
poczekamy tam na jej rodziców? Tutaj i tak nic nie pomożemy.
Obie kobiety zgodziły się na to, żeby pojechać do szpitala.
Oliwia chciała być blisko swojej przyjaciółki, dziękowała Bogu, że przynajmniej
o jedną nie musi się martwić i że zaraz ją zobaczy.
Siedzieli w trójkę na ławce w szpitalnym korytarzu.
Dochodziła 8 rano. Byli zmęczeni, ale i tak by teraz nie zasnęli. Za dużo się
wydarzyło ubiegłej nocy.
-Kiedy będę mogła ją zobaczył? – Oliwia zapytała swoich
rodziców. Od kiedy tu przyjechali, lekarze nic jej nie chcieli powiedzieć, a
rodzice Kingi znikli za dużymi białymi drzwiami.
-Ma robione badania, musisz się uzbroić w cierpliwość.
Dziewczyna westchnęła i znowu popatrzyła na podłogę, aby
zająć się tą samą czynnością, którą była zajęta przez ostatnie godziny, a
mianowicie liczenie kropek na płytkach podłogowych. Cały czas się myliła, bo
gdy tylko słyszała kroki albo dźwięk otwieranych drzwi podnosiła głowę. Dlatego
zawsze musiała zaczynać od nowa.
Tym razem kroki były szybsze i głośniejsze, a w pewnym
momencie ucichły. Oliwia już nie chciało się podnosić głowę, akurat doszła do
450 kropek i wiedziała, że jeżeli teraz przerwie, to już potem może tyle ich
nie naliczyć.
-Kochanie pójdziemy z tatą po kawę, zaraz przyjdziemy. –
Usłyszała spokojny głos mamy i lekko kiwnęła głową.
Rodzice wrócili po jakimś nie krótkim czasie i gdy na nich
spojrzała, wiedziała, że chcą jej coś powiedzieć i że to na pewno nie będą
dobre wieści.
-Córeczko… - Zaczął tata a mama szybko usiadła koło niej i
lekko ją obejmowała.
Do dziewczyny docierały jakieś fragmenty tego co jej rodzice
mówili. Słowa, które sprawiały, że jej serce pękało a w jej płuca ktoś wbijał szpilki,
przez które nie mogła spokojnie oddychać, bo każdy oddech sprawiał jej ból.
Słowa, które zatrzymywały się w jej umyśle i powracały, co raz to głośniej.
Słowa, które miała nadzieję nigdy nie usłyszeć „znaleźli ciała”, „nie żyją”. I
ten zwrot, który sprawiał, że chciało jej się śmiać „tak nam przykro”.
***
Cztery dni po wypadku Sylwia, siostra Oliwii pomogła
dziewczynie się ubrać, uczesała ją i zaprowadziła do samochodu. Całą drogę
jechali w ciszy, gdyż bali się odezwać, bo wiedzieli, że każde słowo nie pasuje
do sytuacji. Gdy dojechali na miejsce, Piotr wysadził córkę i żonę przy bramie
cmentarnej a następnie odjechał, żeby znaleźć miejsce parkingowe. Jeszcze nigdy
nie widział tu tyle ludzi, ale jeszcze nigdy na tym cmentarzu nie było trzech
pogrzebów w ciągu jednej godziny.
Matka chwyciła Oliwię za rękę a w drugiej trzymała parasol.
Pogoda wcale nie pomagała w tym trudnym dniu. Ale czy słońce umiało złagodzić
ból rodziców po stracie dziecka? Przecież śmierć własnego dziecka było czymś
najgorszym dla rodzica. Monika była wdzięczna Bogu, że jej córka żyła i nie
musiała przechodzić tego co rodzice tych dzieci. Jednak i tak nie było jej z
tym dobrze, każde z przyjaciół swojej córki znała i kochała jak własne dziecko.
Po chwili dołączył do nich Piotr, który wziął pod rękę żonę i razem kierowali
się w stronę kaplicy cmentarnej.
-Gdzie jest Kinga? – Oliwia po raz pierwszy od czterech dni
się odezwała.
Sylwia spojrzała na nią, potem na rodziców i znowu na
siostrę. Nie wiedziała co odpowiedzieć, przecież Oliwia wiedziała gdzie jest
jej przyjaciółka, bo codziennie do niej jeździła.
-Przecież ona jest w szpitalu. – Wreszcie odpowiedziała.
-Nie mogli poczekać z pogrzebem na nią? – Oliwia naprawdę
tego nie rozumiała, przecież Kindze musi być tam teraz smutno. Nie może
pożegnać swoich przyjaciół…
-Oliwia przecież Kinga… ona jest w śpiączce…
-W śpiączce?
-Nie pamiętasz? Jeździsz do niej codziennie.
Oliwia nic nie odpowiedziała tylko spojrzała przed siebie a
potem na trzy białe trumny.
Mijały dni, tygodnie a Oliwia nie wydała z siebie dźwięku.
Jedynie w nocy, gdy już zasypiała to budziła się z głośnym krzykiem. Po prostu
siedziała w pokoju i wpatrywała się w jedno miejsce na ścianie a mianowicie w
zdjęcie całej piątki. Wszyscy siedzieli uśmiechnięci na piasku. Byli wtedy na
wakacjach w Muszynie. Uwielbiali te wakacje, przez dwa tygodnie mogli zapomnieć
o całym świecie. Liczyła się tylko bardzo dobra zabawa.
-Zrobiłam zapiekankę ziemniaczaną, może masz ochotę dzisiaj
zjeść sama? – Zapytała mama, ale dziewczyna nie odpowiadała. Codziennie ten sam
scenariusz.
Mama westchnęła i usiadła na łóżku koło córki, która nawet nie
zauważyła, że ktoś koło niej siada. W środku miała pustkę, nic do niej nie
docierały, każde słowa, które były do niej kierowane jakoś przelatywały koło
niej. Nie odróżniała dnia od nocy, dla niej wszystko było ciemnością.
Monika zaczęła ją karmić, była bezsilna, nie wiedziała jak
pomóc córce. To trwało za długo, od wypadku minęło już 6 tygodni a Oliwia nadal
była zamknięta w sobie. Na początku myśleli, że to normalne, że to samo
przejdzie, ale w każdym dniem było coraz gorzej. Do dziewczyny nie docierały słowa,
które matka do niej kierowała, jadła tylko wtedy, gdy ktoś ją karmił.
Wieczorem tata ułożył córeczkę do łóżka i zaczął głaskać ją
po włosach śpiewając tą samą piosenkę, którą śpiewać, gdy jego córka była
bardzo mała.
Gąsienico porzuć liść, kim zapragniesz możesz być
Nóżki małe, ale plany wielkie masz
Życzę Ci spełnienia marzeń
Nie martw się i trzymaj się mocno
Obiecuje Ci, że przyjdę pewnego dnia
Motyl odlatuje
Motyl odlatuje
Machaj skrzydłami teraz nie możesz zostać
Zabierz tamte marzenia i spełnij je
Motyl odlatuje
Nóżki małe, ale plany wielkie masz
Życzę Ci spełnienia marzeń
Nie martw się i trzymaj się mocno
Obiecuje Ci, że przyjdę pewnego dnia
Motyl odlatuje
Motyl odlatuje
Machaj skrzydłami teraz nie możesz zostać
Zabierz tamte marzenia i spełnij je
Motyl odlatuje
Patrzył jak jego dziecko
powoli zamyka oczy i zasypia, został z nią jeszcze chwilę, po czym wstał,
zgasił lampkę i wyszedł z pokoju. Wiedział, że musi coś zrobić, bo Oliwi samej
ten ból po stracie przyjaciół nie przejdzie. Zszedł na parter do kuchni, gdzie
znajdowała się jego żona.
-Tak dalej być nie może. Od
wypadku minął ponad miesiąc, a jej stan się nie poprawia. Musimy z nią jechać
do lekarza.
-Myślałam o tym i nawet
znalazłam dobrego psychologa. Cieszy się bardzo dobrą opinią i już nas umówiłam
na jutro, chciałam Ci właśnie o tym powiedzieć.
-Już jutro? Jak to
załatwiłaś? – Mężczyzna się zdziwił, bo do dobrych specjalistów zawsze trzeba
czekać miesiącami, a jego żona załatwiła wizytę już jutro.
-Akurat zwolniło się wolne
miejsce przed moim telefonem. – Monika się uśmiechnęła i zaczęła obierać sobie
jabłko.
***
-Cześć Oliwio, nazywam się
dr. Elżbieta Zawiła i od dzisiaj będę twoim terapeutą. Będziemy tutaj raz w
tygodniu się spotykać, aby porozmawiać o Twoim życiu. Mam nadzieję, że się
polubimy. – Kobieta przedstawiała się dziewczynie, która niestety jej nie
słuchała. I tak przez trzy następne wizyty, zawsze to samo.
Podczas czwartej wizyty dr.
Zawiła wcześniej przygotowała muzykę, którą dziewczyna często słuchała przed
wypadkiem, a także na stole porozkładała zdjęcia Oliwii z rodzicami, z siostrą,
a także z przyjaciółmi, którzy niestety zginęli w tym wypadku.
Pani doktor zaprosiła
dziewczynę do swojego gabinetu, który był bardzo przytulny. Ściany były w
kolorze pomarańczowym, a meble brązowe.
-Witaj Oliwio. – Cisza. – Co
u Ciebie? – Znowu cisza. – Dzisiaj chciałabym posłuchać z Tobą piosenek
Backstreet Boys, podobno to Twój ulubiony zespół. – Dziewczyna nie
odpowiedziała, tylko stała przy drzwiach ze spuszczoną głową. – Więc usiądźmy
na kanapie. – Dr. Elżbieta poprowadziła Oliwię do kanapy, która stała przy stoliku,
na którym były zdjęcia. Następnie wzięła pilota od radia do ręki i włączyła
sprzęt. Ciszę złamała piosenka Incomplete.
Do Oliwii nie docierały
początkowe słowa piosenki, jej uwagę zwróciły zdjęcia, które znajdowały na
stoliku. Od razu zauważyła, że zdjęcia rodziców, siostry i Kingi są po jednej
stronie stołu, a zdjęcia reszty jej przyjaciół po drugiej. I nagle usłyszała
ten mocny głos Nicka Cartera Incomplete .
Przeszedł ją dreszcz,
następnie zrobiło się jej duszno. Wszystko zaczęło docierać do jej głowy.
Słyszała każdy głos, szept, dźwięk. Przed oczami miała klub, który się zawalił,
a z nim całe jej życie. Popatrzyła jeszcze raz na stół i zaczęła się zastanawiać,
dlaczego te zdjęcia są po dwóch różnych stronach. Od natłoku wspomnień i myśli
poczuła silny ból głowy. Wzięła zdjęcia przyjaciół i przysunęła je do reszty
zdjęć.
-Oni nie mogą być tak daleko!
– Krzyknęła, a następnie spojrzała na terapeutkę. – Oni muszą żyć! Ja sobie bez
nich nie poradzę! Ja ich potrzebuję! – Po policzkach dziewczyny spływały łzy i
nawet nie zdawała sobie sprawy, że ręce się jej trzęsą.
Mama Oliwii, słysząc krzyk
córki uśmiechnęła się, a na policzkach poczuła łzy. Maż ją tylko mocno
przytulił, był tak samo jak ona szczęśliwy. To były pierwsze słowa od pogrzebu,
które Oliwia wypowiedziała.
Wracając od terapeutki cała
trójka pojechała do szpitala, aby odwiedzić Kingę, która nadal była w śpiączce.
Oliwia bardzo cicho weszła do sali, w której leżała jej przyjaciółka. Nie
przejmowała się tym, że cały czas z jej oczu spływają łzy. I chociaż rodzice ją
ty wcześniej przywozili, ona się czuła jakby była tutaj pierwszy raz.
-Kinia… chyba powróciłam do
żywych… to już dwa miesiące od wypadku. Proszę Cię… - głos dziewczyny zaczął
się łamać i ledwie mogła mówić – nie zostawiaj mnie! Ja mam tylko Ciebie. Razem
sobie jakoś poradzimy…