niedziela, 17 czerwca 2012

1. Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bez­wiet­rznej nocy.


Wymarznięta dziewczyna, z rozmazanym tuszem wokół oczu siedziała na krawężniku. Ręce mocno trzymała na swoich ramionach, chciała w ten sposób trochę się rozgrzać, ale także trochę uspokoić. Od godziny nie miała żadnych wieści o losie swoich przyjaciół. Bardzo martwił ją ten fakt, ale jakoś głęboko w środku wiedziała, że nic im nie jest, a ich odnalezienie to tylko kwestia czasu. Rozumiała, że w środku było bardzo dużo osób, a praca w takim miejscu musi przebiegać bardzo spokojnie, dlatego siedziała z boku, żeby nikomu nie przeszkadzać. Było jej zimno, bo miała na sobie jedynie bardzo krótką, obcisłą sukienkę na ramiączkach. Sweterek miała w środku klubu w szatni, a noc była zimna.
Bartek, chłopak, z którym Oliwia wyszła nie chciał jej zostawiać tutaj samej, ale ona nie chciała się z tego miejsca ruszać, wolała tutaj poczekać na przyjaciół. Za to chłopak musiał jechać ze swoim młodszym o rok bratem do szpitala, gdyż odłamek ściany spadł mu na nogę i nie mógł nią ruszać. Okazało się, że jest złamana, całe szczęście, że obaj byli w czasie zawalenia się kamienicy na zewnątrz.
Państwa Lewandowskich obudził dzwonek telefonu, który dobiegał z salonu. Piotr podniósł się z łóżka i wyszedł ze swojej sypialni na korytarz, który prowadził do dużego salonu. Był bardzo zły, ostatnio bardzo źle sypiał, a gdy miał okazję pospać, bo była sobota to ktoś miał czelność obudzić go w środku nocy. Dochodząc do stolika, na którym był przedmiot, który go obudził popatrzył na zegarek, była 2:23, środek nocy.
-Słucham?! – Powiedział trochę za głośno i trochę nie miło, ale nie umiał być miły o tej godzinie.
-Tata Oliwi? – Chłopak wiedział, że musi powiadomić kogoś z rodziny Oliwi, bo bał się o dziewczynę. Dlatego też przy pożegnaniu z dziewczyną zapisał sobie numer telefonu jej domu na komórkę.
-Coś się stało? – Ojcu Oliwi nagle cała złość przeszła, a przed oczami miał bardzo dziwne wizje, jedna gorsza od drugiej.
-Oliwia jest cała i zdrowa. – Szybko zapewnił go chłopak. – Ale klub, w którym była i jej przyjaciele… - Bartek na chwilę ucichł, nie wiedział dokładnie jak to wytłumaczyć. – Klub się zawalił, a jej przyjaciele byli w środku i nie wiem czy żyją.
Tata Oliwi poczuł jak krew odpływa z jego twarzy a jego serce zaczyna bić szybciej. Przytrzymał się ręką stolika, na którym stał telefon, aby nie upaść.
-Dzwonię do Pana, bo ja nie mogłem z nią zostać, a myślę, że nie powinna być tam teraz sama. To jest klub Inblanco przy głównym rynku. Przepraszam Pana, ale muszę kończyć, bo woła mnie lekarz.
-Tak, dziękuję bardzo!
Piotr szybko odłożył telefon i pobiegł do swojej żony, która lekko się uśmiechała przez sen, często tak miała, zawsze miała jakieś przyjemne sny.
-Monia stawaj! – Podszedł do swojej ukochanej i lekko zaczął ją szarpać.
-Co się stało? – Kobieta popatrzyła na niego groźną miną, tak dobrze się jej spało, a mąż musiał ją obudzić.
-Musimy jechać, klub się zawalił, Oliwia została sama na rynku.
Piotr nie umiał inaczej tego powiedzieć, przez co wystraszył swoją żonę. Podczas jazdy samochodem żona włączyła radio, z którego napływały informacje o wypadku. Bali się o córkę, nie mogli się do niej dodzwonić, gdyż cały czas się odzywała kobieta, że numer znajduje się poza siecią.
Oliwia cały czas siedziała na zimnym krawężniku kołysząc się w przód i tył. Gdy chciała zadzwonić do domu jej telefon się rozładował. Przez te przygotowania na imprezę zapomniała go naładować. Nagle usłyszała ten głos, który zawsze sprawiał, że czuła się bezpiecznie, tak to był głos jej mamy, która biegła do swojej córeczki, po policzkach spływały jej łzy szczęścia, że jej dziecko żyje. Kucnęła przy Oliwii i mocno ją przytuliła, głaszcząc ją po włosach.
-Piotrek ona jest przemarznięta! – Odezwała się do męża, który do nich doszedł. Mężczyzna ściągnął swoją kurtkę i założył na ramiona córki. Po ciele dziewczyny przeszedł ciepły dreszcz.
-Mamusiu… ale kiedy wydostaną moich przyjaciół? – Oliwia spojrzała na mamę i oczekiwała jakieś odpowiedzi, która mogłaby ją uspokoić, niestety mama nic nie odpowiadała.
-Pójdę się czegoś dowiedzieć. – Piotr pocałował czubek głowy swojej córki i poszedł w kierunku policji i straży pożarnej.
Po około 20 minutach podbiegł do żony i córki.
-Kingę przewożą do szpitala, jest nie przytomna, ale żyje. – Oliwia słysząc tą informację uśmiechnęła się. – Może pojedziemy z nią i poczekamy tam na jej rodziców? Tutaj i tak nic nie pomożemy.
Obie kobiety zgodziły się na to, żeby pojechać do szpitala. Oliwia chciała być blisko swojej przyjaciółki, dziękowała Bogu, że przynajmniej o jedną nie musi się martwić i że zaraz ją zobaczy.
Siedzieli w trójkę na ławce w szpitalnym korytarzu. Dochodziła 8 rano. Byli zmęczeni, ale i tak by teraz nie zasnęli. Za dużo się wydarzyło ubiegłej nocy.
-Kiedy będę mogła ją zobaczył? – Oliwia zapytała swoich rodziców. Od kiedy tu przyjechali, lekarze nic jej nie chcieli powiedzieć, a rodzice Kingi znikli za dużymi białymi drzwiami.
-Ma robione badania, musisz się uzbroić w cierpliwość.
Dziewczyna westchnęła i znowu popatrzyła na podłogę, aby zająć się tą samą czynnością, którą była zajęta przez ostatnie godziny, a mianowicie liczenie kropek na płytkach podłogowych. Cały czas się myliła, bo gdy tylko słyszała kroki albo dźwięk otwieranych drzwi podnosiła głowę. Dlatego zawsze musiała zaczynać od nowa.
Tym razem kroki były szybsze i głośniejsze, a w pewnym momencie ucichły. Oliwia już nie chciało się podnosić głowę, akurat doszła do 450 kropek i wiedziała, że jeżeli teraz przerwie, to już potem może tyle ich nie naliczyć.
-Kochanie pójdziemy z tatą po kawę, zaraz przyjdziemy. – Usłyszała spokojny głos mamy i lekko kiwnęła głową.
Rodzice wrócili po jakimś nie krótkim czasie i gdy na nich spojrzała, wiedziała, że chcą jej coś powiedzieć i że to na pewno nie będą dobre wieści.
-Córeczko… - Zaczął tata a mama szybko usiadła koło niej i lekko ją obejmowała.
Do dziewczyny docierały jakieś fragmenty tego co jej rodzice mówili. Słowa, które sprawiały, że jej serce pękało a w jej płuca ktoś wbijał szpilki, przez które nie mogła spokojnie oddychać, bo każdy oddech sprawiał jej ból. Słowa, które zatrzymywały się w jej umyśle i powracały, co raz to głośniej. Słowa, które miała nadzieję nigdy nie usłyszeć „znaleźli ciała”, „nie żyją”. I ten zwrot, który sprawiał, że chciało jej się śmiać „tak nam przykro”.
***
Cztery dni po wypadku Sylwia, siostra Oliwii pomogła dziewczynie się ubrać, uczesała ją i zaprowadziła do samochodu. Całą drogę jechali w ciszy, gdyż bali się odezwać, bo wiedzieli, że każde słowo nie pasuje do sytuacji. Gdy dojechali na miejsce, Piotr wysadził córkę i żonę przy bramie cmentarnej a następnie odjechał, żeby znaleźć miejsce parkingowe. Jeszcze nigdy nie widział tu tyle ludzi, ale jeszcze nigdy na tym cmentarzu nie było trzech pogrzebów w ciągu jednej godziny.
Matka chwyciła Oliwię za rękę a w drugiej trzymała parasol. Pogoda wcale nie pomagała w tym trudnym dniu. Ale czy słońce umiało złagodzić ból rodziców po stracie dziecka? Przecież śmierć własnego dziecka było czymś najgorszym dla rodzica. Monika była wdzięczna Bogu, że jej córka żyła i nie musiała przechodzić tego co rodzice tych dzieci. Jednak i tak nie było jej z tym dobrze, każde z przyjaciół swojej córki znała i kochała jak własne dziecko. Po chwili dołączył do nich Piotr, który wziął pod rękę żonę i razem kierowali się w stronę kaplicy cmentarnej.
-Gdzie jest Kinga? – Oliwia po raz pierwszy od czterech dni się odezwała.
Sylwia spojrzała na nią, potem na rodziców i znowu na siostrę. Nie wiedziała co odpowiedzieć, przecież Oliwia wiedziała gdzie jest jej przyjaciółka, bo codziennie do niej jeździła.
-Przecież ona jest w szpitalu. – Wreszcie odpowiedziała.
-Nie mogli poczekać z pogrzebem na nią? – Oliwia naprawdę tego nie rozumiała, przecież Kindze musi być tam teraz smutno. Nie może pożegnać swoich przyjaciół…
-Oliwia przecież Kinga… ona jest w śpiączce…
-W śpiączce?
-Nie pamiętasz? Jeździsz do niej codziennie.
Oliwia nic nie odpowiedziała tylko spojrzała przed siebie a potem na trzy białe trumny.
Mijały dni, tygodnie a Oliwia nie wydała z siebie dźwięku. Jedynie w nocy, gdy już zasypiała to budziła się z głośnym krzykiem. Po prostu siedziała w pokoju i wpatrywała się w jedno miejsce na ścianie a mianowicie w zdjęcie całej piątki. Wszyscy siedzieli uśmiechnięci na piasku. Byli wtedy na wakacjach w Muszynie. Uwielbiali te wakacje, przez dwa tygodnie mogli zapomnieć o całym świecie. Liczyła się tylko bardzo dobra zabawa.
-Zrobiłam zapiekankę ziemniaczaną, może masz ochotę dzisiaj zjeść sama? – Zapytała mama, ale dziewczyna nie odpowiadała. Codziennie ten sam scenariusz.
Mama westchnęła i usiadła na łóżku koło córki, która nawet nie zauważyła, że ktoś koło niej siada. W środku miała pustkę, nic do niej nie docierały, każde słowa, które były do niej kierowane jakoś przelatywały koło niej. Nie odróżniała dnia od nocy, dla niej wszystko było ciemnością.
Monika zaczęła ją karmić, była bezsilna, nie wiedziała jak pomóc córce. To trwało za długo, od wypadku minęło już 6 tygodni a Oliwia nadal była zamknięta w sobie. Na początku myśleli, że to normalne, że to samo przejdzie, ale w każdym dniem było coraz gorzej. Do dziewczyny nie docierały słowa, które matka do niej kierowała, jadła tylko wtedy, gdy ktoś ją karmił.
Wieczorem tata ułożył córeczkę do łóżka i zaczął głaskać ją po włosach śpiewając tą samą piosenkę, którą śpiewać, gdy jego córka była bardzo mała.

Gąsienico porzuć liść, kim zapragniesz możesz być
Nóżki małe, ale plany wielkie masz
Życzę Ci spełnienia marzeń
Nie martw się i trzymaj się mocno
 
Obiecuje Ci, że przyjdę pewnego dnia
Motyl odlatuje
Motyl odlatuje
Machaj skrzydłami teraz nie możesz zostać
Zabierz tamte marzenia i spełnij je
Motyl odlatuje

Patrzył jak jego dziecko powoli zamyka oczy i zasypia, został z nią jeszcze chwilę, po czym wstał, zgasił lampkę i wyszedł z pokoju. Wiedział, że musi coś zrobić, bo Oliwi samej ten ból po stracie przyjaciół nie przejdzie. Zszedł na parter do kuchni, gdzie znajdowała się jego żona.
-Tak dalej być nie może. Od wypadku minął ponad miesiąc, a jej stan się nie poprawia. Musimy z nią jechać do lekarza.
-Myślałam o tym i nawet znalazłam dobrego psychologa. Cieszy się bardzo dobrą opinią i już nas umówiłam na jutro, chciałam Ci właśnie o tym powiedzieć.
-Już jutro? Jak to załatwiłaś? – Mężczyzna się zdziwił, bo do dobrych specjalistów zawsze trzeba czekać miesiącami, a jego żona załatwiła wizytę już jutro.
-Akurat zwolniło się wolne miejsce przed moim telefonem. – Monika się uśmiechnęła i zaczęła obierać sobie jabłko.
***
-Cześć Oliwio, nazywam się dr. Elżbieta Zawiła i od dzisiaj będę twoim terapeutą. Będziemy tutaj raz w tygodniu się spotykać, aby porozmawiać o Twoim życiu. Mam nadzieję, że się polubimy. – Kobieta przedstawiała się dziewczynie, która niestety jej nie słuchała. I tak przez trzy następne wizyty, zawsze to samo.
Podczas czwartej wizyty dr. Zawiła wcześniej przygotowała muzykę, którą dziewczyna często słuchała przed wypadkiem, a także na stole porozkładała zdjęcia Oliwii z rodzicami, z siostrą, a także z przyjaciółmi, którzy niestety zginęli w tym wypadku.
Pani doktor zaprosiła dziewczynę do swojego gabinetu, który był bardzo przytulny. Ściany były w kolorze pomarańczowym, a meble brązowe.
-Witaj Oliwio. – Cisza. – Co u Ciebie? – Znowu cisza. – Dzisiaj chciałabym posłuchać z Tobą piosenek Backstreet Boys, podobno to Twój ulubiony zespół. – Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko stała przy drzwiach ze spuszczoną głową. – Więc usiądźmy na kanapie. – Dr. Elżbieta poprowadziła Oliwię do kanapy, która stała przy stoliku, na którym były zdjęcia. Następnie wzięła pilota od radia do ręki i włączyła sprzęt. Ciszę złamała piosenka Incomplete.
Do Oliwii nie docierały początkowe słowa piosenki, jej uwagę zwróciły zdjęcia, które znajdowały na stoliku. Od razu zauważyła, że zdjęcia rodziców, siostry i Kingi są po jednej stronie stołu, a zdjęcia reszty jej przyjaciół po drugiej. I nagle usłyszała ten mocny głos Nicka Cartera Incomplete .
Przeszedł ją dreszcz, następnie zrobiło się jej duszno. Wszystko zaczęło docierać do jej głowy. Słyszała każdy głos, szept, dźwięk. Przed oczami miała klub, który się zawalił, a z nim całe jej życie. Popatrzyła jeszcze raz na stół i zaczęła się zastanawiać, dlaczego te zdjęcia są po dwóch różnych stronach. Od natłoku wspomnień i myśli poczuła silny ból głowy. Wzięła zdjęcia przyjaciół i przysunęła je do reszty zdjęć.
-Oni nie mogą być tak daleko! – Krzyknęła, a następnie spojrzała na terapeutkę. – Oni muszą żyć! Ja sobie bez nich nie poradzę! Ja ich potrzebuję! – Po policzkach dziewczyny spływały łzy i nawet nie zdawała sobie sprawy, że ręce się jej trzęsą.
Mama Oliwii, słysząc krzyk córki uśmiechnęła się, a na policzkach poczuła łzy. Maż ją tylko mocno przytulił, był tak samo jak ona szczęśliwy. To były pierwsze słowa od pogrzebu, które Oliwia wypowiedziała.
Wracając od terapeutki cała trójka pojechała do szpitala, aby odwiedzić Kingę, która nadal była w śpiączce. Oliwia bardzo cicho weszła do sali, w której leżała jej przyjaciółka. Nie przejmowała się tym, że cały czas z jej oczu spływają łzy. I chociaż rodzice ją ty wcześniej przywozili, ona się czuła jakby była tutaj pierwszy raz.
-Kinia… chyba powróciłam do żywych… to już dwa miesiące od wypadku. Proszę Cię… - głos dziewczyny zaczął się łamać i ledwie mogła mówić – nie zostawiaj mnie! Ja mam tylko Ciebie. Razem sobie jakoś poradzimy…